(POV SEHUN)
-Czy mnie coś kurwa ominęło? – powiodłem wzrokiem po naszej niedoszłej ‘paczce’.
-Nie, skądże – prychnął sarkastycznie Tao.
-No to mnie oświeć, panie i władco gruzu – wywróciłem oczami. Czarnowłosy
spojrzał na mnie z pogardą i wstał od stołu. Po zebraniu swoich rzeczy ruszył
dumnie ku wyjściu. O matulu, jaki wrażliwy. Okresik?
-Hun, ruchaj jeszcze więcej Luhana, to nie zauważysz, kiedy pomrzemy – mruknął
Kris.
-Z dziką przyjemnością, ale nie będę aż tak na niego naciskał. Dam mu
jeszcze godzinkę odpoczynku – uśmiechnąłem się szeroko, na co Wu pokręcił
głową. – To jak? Dowiem się co jest na rzeczy?
-Baek i Jongin się rozstali – wyjaśnił Kyungsoo i zerknął na wyraźnie
wkurzonego Byuna.
-NO NARESZCIE! MYŚLAŁEM, ŻE TO BĘDZIE TRWAĆ WIECZNOŚĆ – ryknąłem i rzuciłem
się do swojego przyjaciela.
-Chciałeś, żeby zerwali? – Jongdae zakrztusił się sokiem.
-Tak właśnie, nie pasowali do siebie od samego początku, ale nie chciałem
nic mówić – rozradowany uszczypnąłem Baeka za policzek. – A tak swoją drogą….
Jesteście razem czy coś? – zlustrowałem Chena i Xiu, którzy siedzieli
zdecydowanie za blisko siebie (ręka leżąca prawie, na kroczu można zaliczyć do
siedzenia obok siebie?).
-No tak nie do koń.. – zaczął Chen.
-Jesteśmy – przerwał mu Xiu i przejechał po udzie bruneta. Ten posłał mu
długie spojrzenie, po czym nieoczekiwanie usiadł na nim przodem i wbił się w
jego wargi. Usłyszeliśmy stłumiony śmiech Xiumina, kiedy oddawał słodkie
pocałunki Jongdae.
-Okeeeej – zamknąłem usta (tak, opadła mi szczęka) i odchrząknąłem. – Teraz
pozostała ostatnia kwestia. Gdzie Lejsik?
-A huj go wie – prychnął Kris. Moja szczęka opadła po raz drugi. No nieźle.
-Koniec miełości?
-A żeby ona jeszcze kiedykolwiek była – blondyn dumnym gestem strzepnął
pyłek z ramienia.
-Yyy, przez ostatnie dwa tygodnie kleiłeś się do niego jak woźny do miotły…
-Raczej on do mnie – Baekhyun słysząc to nie wytrzymał i zaczął śmiać się w
głos.
-Nie rozśmieszaj mnie, proszę cię – wyjęczałem pomiędzy salwami śmiechu. Wu
prychnął urażony i również wyszedł ze stołówki. Spojrzałem na Baeka i
przysunąłem się do niego bliżej.
-Spowiadaj się – mruknąłem.
-Ok, tylko zaparzę naszą ulubioną kawę – zaśmiał się.
*
(POV BAEKHYUN)
-Już mi lepiej, dziękuję – uśmiechnąłem się do drobnej szatynki, która jest
naszą szkolną pielęgniarką.
-Cieszę się, ale musisz jeszcze troszkę poleżeć, dobrze? – omiotła mnie
badawczym spojrzeniem. – Ja póki co wychodzę.
-Dobrze – skinąłem głową i usiadłem na łóżku. Tylko zasłabłem, o co takie
halo? Kobieta po raz ostatni spojrzała na mnie i wyszła z gabinetu. Zasunąłem
do końca kotarę i rozłożyłem się wygonie. Już odpływałem, kiedy drzwi otworzyły
się gwałtownie i z hukiem zamknęły. Biała zasłonka gwałtowanie zafalowała i
przede mną stanął zdyszany Chanyeol.
-To prawda? – złapał mnie za ramiona.
-Spokojnie, to tylko zasłabnięcie – mruknąłem zażenowany. Tak się o mnie
martwi, to słodkie.
-Zerwałeś z Jonginem?! – aha. Gdybym mógł to zdzieliłbym się w twarz. Odwołuje,
nic w tym przerośniętym debilu nie jest słodkie.
-Tak… - spuściłem wzrok.
-Cudownie – mruknął i pochylił się od razu zajmując moje usta. Sapnąłem
zaskoczony, ale podniosłem głowę do góry, dając mu łatwiejszy dostęp do moich warg. Chłopak
złapał za mój policzek dosuwając do siebie, jego zwinny język wsunął się do moich
ust. Zalała mnie fala ciepła, która nie była wystarczająca. Potrzebowałem
ciała, które będzie dociśnięte do mojego. Złapałem więc za jego marynarkę i
pociągnąłem do siebie, jednocześnie kładąc się na łóżku (w tej chwili nawet nie
czułem, że jest cholernie niewygodne). Yeol znalazł się na mnie i od razu
wsunął dłonie pod moje ubranie.
-Dokończę teraz to, co zacząłem w łazience Luhana – zamruczał nisko patrząc
mi w oczy. Zadrżałem słysząc ten głęboki głos, tak bardzo go uwielbiam.
-Śmiało – wyszeptałem i złapałem za jego pasek od spodni, swobodnie go
rozpinając. Chłopak podniósł brwi i
uśmiechnął się łobuzersko. Gdy tylko uporałem się z zamkiem złapał za moją dłoń
i włożył ją bezpośrednio do swoich bokserek. Podobało mi się, cholera. Jak mi
się to wszystko podobało. W przypływie śmiałości wziąłem jego męskość w dłoń i
zarumieniłem się lekko czując jakiej jest wielkości. Ten czując dotyk w
wrażliwym miejscu wypuścił z sykiem powietrze i z żądzą wbił się w moje wargi.
Moje palce przesunęły się po twardniejącym członku, który drgał lekko w mojej
dłoni. Sam zacząłem odczuwać konsekwencje naszego zbliżenia. W moich spodniach było
zdecydowanie za mało miejsca, ale przestało mnie to obchodzić, kiedy usłyszałem
gardłowy jęk wydobywający się z mokrych warg bruneta. Zacisnąłem mocniej rękę,
by usłyszeć jeszcze raz ten cudowny dźwięk. Jednak nie dane mi było go usłyszeć,
ktoś skutecznie go zagłuszył.
-CO. TU. SIĘ. KURWA. ODPIERDALA? – Jongdae stał z otwartymi ustami
naprzeciwko nas i lustrował nasze postacie z niedowierzeniem. Kiedy on…? Chanyeol
zamknął oczy i zacisnął mocno szczękę, jego klatka piersiowa zafalowała z
furią.
-Liczę do trzech, jeśli nie wyjdziesz stąd w tym czasie, to cię zbiję –
wywarczał Yeol.
-A w życiu, martwiłem się o słodziaczka, więc przyszedłem go odwiedzić, nie
wolno? – Chen próbował skupić się na twarzy Yeola, ale jego wzrok wciąż zezował w stronę mojej ręki ukrytej w spodniach koszykarza. Spłonąłem rumieńcem i szybko
wyciągnąłem dłoń, od razu poprawiając podciągniętą koszulę. Chan jęknął
niezadowolony i przeklnął pod nosem.
-Jongdae, przyjacielu mój, cockblockerze, trollingu… Masz jakieś 2 minuty
na ucieczkę. W tym czasie zapnę swoje spodnie i pożegnam się z Baekhyunem,
rozumiesz? – powiedział Yeol, na pozór spokojnie. Chen słysząc to przełknął
głośno ślinę i zerwał się z miejsca. Po niecałych 10 sekundach już go nie było.
-Boże, marzyłem o zerżnięciu cię od jakiegoś pierdolonego miesiąca –
powiedział wkurzony zapinając spodnie. Oh, jak miło to słyszeć. Witaj w moim
świecie, Park Chanyeol.
-Mi to mówisz? – mruknąłem poprawiając rozwaloną fryzurę. Słysząc moją
odpowiedz uśmiechnął się promiennie.
-Naprawdę?
-Phh, nie zadawaj głupich pytań – szturchnąłem go żartobliwie w ramię.
-Wiedziałem – uśmiechnął się triumfująco. – To takie łatwe, w końcu i tak
każdy mi ulega.
-Co? – szepnąłem z niedowierzaniem. – Jestem łatwy? Ooh, rozumiem. Kolejna
zabawka?
-Baek, to nie tak miało zabrzmieć.
-Tss, ale zabrzmiało. Teraz sobie kończ wszystko sam – warknąłem i
wybiegłem z gabinetu. Wiedziałem, że tak będzie. Wstrzymałem cisnące się łzy i
ruszyłem w stronę wyjścia ze szkoły.
*
-Nie, nie zgadzam się – tupnąłem nogą. – Za nic! Nie! Nigdzie nie lecisz!
-Ja też tego nie chcę… Ale wrócę… To tylko kilka lat, hyung – Tao smętnie
pociągnął nosem. Widząc jego zalane smutkiem ciało przyciągnąłem go do siebie i
przytuliłem mocno.
-Nie mogę w to uwierzyć, jak mam się
z tobą pożegnać? – wyszeptałem w jego włosy i poczułem żal zalewający moje
serce. Tao się wyprowadza… Teraz uderzyło to we mnie dwa razy mocniej. Wróci po
skończeniu liceum...
-Hyung, będę tęsknić – zapłakał w moje ramię i wtulił się we mnie jeszcze
mocniej.
-Ja też, pandzioszko – pogłaskałem go po trzęsącej się głowie.
*
Staliśmy małą grupką na zewnątrz lotniska, patrząc jak samolot, w którym
siedzi Tao przygotowuje się do odlotu. Minął tydzień od nagłej decyzji rodziców
Zitao i teraz nasza mała pandzia opuszczała kraj, na długie dwa lata. Wszyscy
pogodzili się z tym, ale smutek nadal był obecny wśród nas. Potarłem ramiona i
obróciłem się w stronę swojego najbliższego przyjaciela. Moje oczy rozszerzyły
się do rozmiaru pięciu złotych.
-Nie wierzę w to, co widzę! Sehun, ty płaczesz! – obróciłem go gwałtownie w
swoją stronę i otworzyłem usta ze zdziwienia.
-To ze szczęścia, pało – mruknął i dyskretnie wytarł łzę z kącika oka.
Prychnąłem rozbawiony, ale zaraz znów ogarnął mnie smutek. Spojrzałem na
samolot, który właśnie odjeżdżał z pasa startowego. Opuszał mnie przyjaciel,
więc cząstka mnie właśnie umierała. Odwróciłem wzrok by nie patrzeć jak samolot
wzlatuje. Dzięki temu zauważyłem, że Chanyeol mnie obserwuje. Pociągnąłem nosem
czując, że zaraz też się rozpłaczę. Widząc to Chan bez namysłu przyciągnął mnie
do siebie i ukrył w szerokich ramionach. Wtuliłem się w jego ciepłe ciało i
pozwoliłem łzom popłynąć. Czułem się okropnie, ale wsparcie ze strony starszego
mnie uspokoiło. Staliśmy tak dłuższą chwilę i zrozumiałem, że zaczynam się
zatracać w tym idiocie. Odepchnąłem od siebie tę myśl i odsunąłem się od niego
z cichym ‘dziękuję’. Nadal byłem na niego zły, ale zacząłem mięknąć pod wpływem
jego starań. Ale ze mnie ciepły klops.
-Sehun, czemu nie wziąłeś nic cieplejszego? – Wu zmarszczył brwi patrząc na
trzęsącego się z zimna chłopaka.
-Nie trzeba, jestem wystarczająco gorący – mruknął dzwoniąc zębami. Wu
wywrócił oczami, ale zdjął swoją kurtkę i wyciągnął ją w jego stronę. Sehun spojrzał
na nią z pogardą.
-Nie chcę, wali potem – prychnął Hun i odwrócił się na pięcie. Ruszył w
stronę wejścia na lotnisko. Po drodze zawiał silniejszy wiatr i chłopak zaklął ostro przyśpieszając.
-Boże, z kim ja chciałem być… - Kris pokręcił głową.
<< rozdział 13 ▲ rozdział 11 >>
A/N: Zacznijmy od tego, czemu dodaję chapter w czwartek, a nie niedzielę. Otóż jedna z czytelniczek ma dziś urodziny (wszystkiego najlepszego, skarbie) i z tej okazji napisałam dla niej szybciej. To chyba najkrótszy rozdział, który powstał, ale z wiadomych przyczyn jest takiej długości, a nie innej. Zaplanowałam go inaczej, ale nie zdążyłabym dzisiaj napisać go w całości. Dlatego smut przenosi się na chapter 13. ;) Zaczyna się akcja pomiędzy Baekyeolem, jesteście szczęśliwi? <3