Dzień z życia Oh Sehuna (+18)
Sehun & Kris
(pobocznie Baekyeol i Hansoo)
Budzę się ze strasznym bólem głowy i gorzkim smakiem w
ustach. Obraz mam lekko zamazany, ale po chwili ostrość się polepsza. No tak,
mogłem się domyślić – nie jestem w swoim domu. Rozglądam się za komórką i
portfelem. Nigdzie ich nie widać, zresztą tak samo jak moich ubrań. W pokoju panuje taki bałagan, że
wątpliwe jest czy znalazłbym w nim człowieka. Wspomnienia zaczynają powoli
wracać i krzywię się nieznacznie. Notatka dla mózgu:
# Nie brać drinków od
Kai’a.
Wstaję
z łóżka i opadam na nie z powrotem. Nienawidzę kaców. Jeszcze chwilę pozostaję
w bezruchu i przeklinam sam siebie. Co mnie podkusiło, żeby pójść do tego
klubu? No tak, skomlenie mojego współlokatora. Dzień jak co dzień, ale mu coś
odwaliło i uparł się, że musi pójść potańczyć. Rutyna, ale czemu akurat musi
iść ze mną? Wspomniał coś o apatii i takie tam. Kiedy ja po prostu nie lubię
idiotów… Jednak jak na złość jestem nimi otoczony. No, ale w końcu się poddałem.
Notatka:
# Nie ulegać angeyo
Luhana.
Doszedłem jako tako do siebie i poczłapałem do drzwi.
Korytarz był tak samo zawalony jak sypialnia. Nie patrząc na bałagan, to
mieszkanie jest nawet ładne. Ciekawe do kogo należy? Pewnie kolejny bogaty
dzieciak. W mozolnym tempie dochodzę do lodówki. A w środku co? Piwo, piwo,
piwo, wódka, piwo, piwo, mleko, wódka, piwo, piwo. Wyciągam mleko i łapczywie
piję. Nagle za plecami słyszę „Ktoś ci kurwa pozwolił to wypić?! To było
ostatnie mleko!”. Odwracam się spanikowany i widzę swojego hyunga. Kiedy
spogląda na moją twarz wybucha śmiechem. Oddycham z ulgą. Zapamiętać:
# Nie brać słów Suho
na poważnie.
Chłopak opowiada mi o tym co się działo wczoraj. Jestem
pełen podziwu, gdyby coś takiego działo się u mnie w domu, to zatłukłbym
wszystkich. Drzwi od mieszkania otwierają się i do kuchni wchodzi wyraźnie
wkurzony współlokator bogacza. Bez słowa rzuca torbą i wyjmuje worek na śmieci
z szafki. Obserwujemy go bez słowa, on jedynie rzuca nam mordercze spojrzenie i
wychodzi z pokoju w gumowych rękawiczkach. Nie zapomnij:
# Nie brudzić w
mieszkaniu Xiumina.
Dostaje ubrania (oczywiście nie swoje) i ruszam do domu.
Jazda tramwajem nie wyszła mi na dobre – prawie zwymiotowałem, ale za to
spotkałem starego kumpla. Dogadujemy się aż za dobrze i zastanawiam się jakby
to było być jego chłopakiem. Dobra, przyznaję się. Myślę o czymś znacznie
głębszym… Boże, muszę się ogarnąć. Moja frustracja seksualna poszerza się z
każdym dniem, a ja jestem zbyt oczywisty. Za często dotykam jego dłoni, mówię o
sprawach wykraczających znacznie granice przyjaźni. Ale on się nie zraża,
przeciwnie – flirtuje ze mną. Może w przyszłości coś wyjdzie, ale nie teraz. W
tej chwili moim jedynym celem jest odespanie wczorajszej nocy. Zbliżamy się do
mojego bloku w wygodnej ciszy. On w świetnym humorze, ja w niezbyt. Żegnamy się
i chłopak macha mi na pożegnanie. Stoję jeszcze przez chwilę bezmyślnie. Pamiętaj:
# Nie gapić się tyle
na tyłek Chena.
Już na klatce czuję zapach ciasta. Kiedy pukam do drzwi
jeszcze silniejszy aromat uderza mnie w twarz. Otwiera mi Lulu z wielkim
kubkiem kawy w ręku. Wygląda na wyspanego i odprężonego. Ja czuję się jak
gówno, a on… Dobra, to Luhan, u niego to normalne, nawet po pięcio godzinnej
imprezie. Idąc za zapachem natrafiam na szczupłego, czarnowłosego chłopaka
stojącego przed zlewem. Bez słowa nalewa do filiżanki porcję czarnego płynu i
dodaje do tego ogromny kawałek sernika. Biorę to wszystko z wdzięcznością i
kieruję się do swojego pokoju. Jakim cudem taki wspaniały człowiek chce być z
Luhanem? <nie żebym miał coś do Jelonka, ale to najbardziej nieogarnięty
człowiek jakiego znam, oczywiście zaraz po Chanyeolu> Na przyszłość:
# Być milszym dla D.O
Trzy godziny snu przywróciły mnie do życia. Po wstaniu
ogarnąłem pokój i zjadłem porządny obiad. Jutro jest poniedziałek i przydałoby
się coś powtórzyć, ale jak zwykle moje zeszyty są u tego debila. Zawsze bierze
je bez pytania i jeśli chce je z powrotem, to muszę sam po nie pójść. Droga do
jego kamienicy minęła szybko. Do środka wpuścił mnie Kai. Wyglądał jakby nie
spał od trzech dni, przy każdym kroku sapie boleśnie, dobrze mu tak.
Skierowałem się do dobrze znanego pokoju i otworzyłem drzwi. Chwilę później
były one z powrotem zamknięte. Zapamiętać do końca życia:
# Nie wchodzić do
pokoju Chanyeola bez pukania.
Jakieś pół godziny później do salonu wszedł drobny chłopak.
Opadł na kanapę i zaczął zapinać koszulę z błogim wyrazem twarzy. Kiedy
skończył oparł głowę na moim ramieniu i spojrzał na ekran laptopa. Od razu
parsknął śmiechem widząc co oglądam. Zirytowany położyłem komputer na stole i
odsunąłem się z od intruza. On natychmiast przybrał niewinny wyraz twarzy i
zamrugał kilka razy. Uwielbiał mnie irytować i świetnie mu to wychodziło - nie
musiał nawet nic mówić. Jest piękny, to
trzeba przyznać, ale nie jest taki niewinny jak wszyscy myślą. To zły, zboczony
troll. Już zacząłem rozpamiętywać jego dawne wybryki, kiedy ten wstał i dał mi
mocnego pstryczka w czoło. Nie zdążyłem nic zrobić, bo ten już ukrył się za
plecami Yeolla. Małe gówno. Misja życia:
# Ukatrupić
Baekhyuna.
Idąc po raz n-ty schodami do swojego mieszkania natrafiam na
karteczkę przyklejoną do drzwi: „Hunnie, nie będzie mnie na noc, wyśpij się
dobrze! Anyoon ;**”. Co on ma w tej głowie? Dobrze, że mieszkamy na samej
górze, przynajmniej nie będę czuł się zażenowany przed sąsiadami. W całym domu
panuje idealna cisza. Nareszcie odpocznę od tych wszystkich deb.. Stop. Drzwi
od mojego pokoju są uchylone, więc albo Luhan brał coś bez pytania albo…
Wchodzę do pomieszczenia i wielkie ‘’BOŻE, ZA CO?!’’ ciśnie mi się na usta. Na
łóżku z głupim uśmiechem leży rozwalony głupek numer jeden w moim życiu. Nie
ruszam się z miejsca, bo wiem czym skończy się podejście do niego. O niee, nie
dzisiaj. Jednak on ma inne plany. W ciszy zdejmuje podkoszulek i rzuca go
niedbale na podłogę, wstaje i podchodzi do mnie. Staram się nie patrzeć tam,
gdzie nie powinienem, ale to silniejsze ode mnie. Przesuwam wzrokiem po jego
obojczykach, klatce piersiowej, brzuchu i wiem już, co będę robić przez najbliższe
pół godziny. Pozwalam mu na całowanie mojej szyi i ściskaniu pośladów - jest od
tego uzależniony. Wodzi językiem wzdłuż linii szczęki i zatrzymuje się przy
ustach. Patrząc mi w oczy łapie zębami moją dolną wargę i zasysa się lekko. Jego
wzrok jest wyzywający, czeka na mój ruch, prowokując coraz głębszymi
pocałunkami. Rozpalam się kiedy czuję jak jedno z jego ud zaczyna ocierać się o
mnie. Ok, czas na rozwój akcji. Odpycham go od siebie i zmuszam do położenia się
na łóżku. Opieram kolana po obu stronach jego bioder i ściągam koszulkę. On łapie
za wystającą zza spodni gumkę od bokserek i przyciąga mnie do siebie. Nasze
usta znowu się łączą, a ja całkowicie poddaję się chwili. Wplątuję palce w jego
włosy i czuję palce jeżdżące po całym ciele. Drżę nieznacznie i łączę nasze
klatki piersiowe, tak by nie dzieliła nas żadna przestrzeń. Po chwili odsuwamy
się od siebie nieznacznie, by złapać oddech. On korzysta z sytuacji i zmienia
pozycję, teraz ja jestem na dole. Szybko pozbywa się reszty naszych ubrań i po
omacku szuka lubrykantu w szafce. Trwałoby to o wiele krócej gdyby przestał
mnie pożerać wzrokiem i skupił się na jednej czynności, ale cóż… on nigdy nie
myśli. Po chwili znajduje butelkę i kładzie ją w zasięgu ręki. Wraca do mojej
twarzy i składa gorący pocałunek, później schodzi niżej i bawi się sutkami.
Robi malinki gdzie popadnie i nie przestaje masować moich ud, wodzi ręką od
kolana aż do kości biodrowej. Nagle brzuch przestaje go interesować i przenosi usta na wewnętrzną część nóg. Zatacza kółeczka językiem i przygryza lekko
skórę, schodząc powoli coraz niżej. Mam już dość tych gierek, chce go mieć w
sobie, ale tego nie powiem. Nie zrobię mu tej przyjemności. Nareszcie dochodzi
do mojego członka i leniwie zaczyna go lizać. Zachłystuję się powietrzem kiedy
bierze go całego do buzi i drażni językiem. Zatykam usta pięścią, chodź i tak
wiem, że to nic nie da. Zaczynam jęczeć i wić się pod jego szybkimi ruchami
głowy. Kiedy jestem już na skraju wytrzymałości przestaje i szybko nawilża
swojego penisa i palce. Rozciąganie zaczyna od razu od dwóch palców, nie bawi
się długo. Po chwili dołącza też trzeci. Kiedy widzi po mojej twarzy, że jestem
gotowy opiera się ręką o poduszkę koło mojej głowy i wsuwa powoli penisa w moje
wnętrze. Ma lekki problem, bo jestem tak ciasny, ale w końcu wchodzi cały. Całuje
mnie głęboko, zachłannie i przejeżdża wolną ręką wzdłuż całego mojego ciała,
łapiąc mocno za biodro. Pierwsze ruchy są wolne i słyszę w jego oddechu, że
mocno się powstrzymuje. Podnoszę lekko biodra, żeby miał lepszy dostęp i daję
tym samym znak, że może przyśpieszyć. Od razu zaczyna uderzać we mnie z
impetem, tak, że w całym domu słychać tylko odgłosy klapnięcia i jęki zmieszane
ze stęknięciami. Coraz bardziej się wkręcam, wypycham biodra naprzeciwko jemu i
rysuję czerwone linie na jego plecach. Tempo staje się szaleńcze, jęki to teraz
za mało. Słyszę przy uchu ‘’krzycz’’ i krzyczę. Moje ciało wygina się od
nadmiaru emocji i przyjemności, oczy same się zamykają, a ja czekam na
spełnienie. Mój głos słychać prawdopodobnie na całej klatce schodowej, ale mam
to w dupie. Łops, przepraszam. Aktualnie w dupie mam coś innego. Nagle czuję
ostre i najmocniejsze pchnięcie dzisiejszego dnia, moje plecy wyginają się w
łuk, a ja dochodzę na nasze podbrzusza. Mój partner dochodzi chwilę później i
opada na mnie, prawie że zgniatając. Spycham go z siebie i zmuszam się do siadu.
Jezu, to było cudowne. Po szybkim odpoczynku wstaję i podchodzę do lustra. Wyglądam
jak po ataku os – cała klatka piersiowa w czerwonych kropkach. Słyszę z tyłu
zadowolone cmoknięcie i w lustrze widzę jego bezwstydny wzrok na moim tyłku. Powiedziałbym
mu co o tym myślę, ale jestem już przyparty do ściany i nie mam nawet chwili na
oddech. Chwyta mnie rękoma za uda i podnosi do góry. Krzyżuję nogi za jego
plecami i powoli ocieram się o niego. Podniecenie znowu wzrasta i bez większej
gry wstępnej zaczyna wkładać we mnie znowu swojego członka. Jestem już dużo
wrażliwszy przez pierwszy stosunek, więc czuję się jeszcze lepiej. Łapię za
jego włosy i przyciągam go do mojej szyi. On całuje ją, ciągle pracując
biodrami. W pewnym momencie zaczyna mi brakować powietrza, próbuję go złapać
pomiędzy kolejnymi jękami, ale idzie mi to marnie. W końcu kończymy i mogę
swobodnie odetchnąć. Ciągle jestem oparty na ścianie, ale mi to nie
przeszkadza. Gładzę jego policzek i lekko całuję. Jest zdziwiony, tak samo jak
ja. Nigdy pierwszy go nie pocałowałem, ani nawet nie odezwałem się. Boże, Sehun..
Tylko się nie zakochaj. Kiedy czuję grunt pod nogami kieruję się do łazienki.
Idzie mi to raczej kiepsko, uwzględniając straszny ból tyłka. On widząc moje
cierpienie łaskawie bierze mnie na ręce i zanosi do łazienki. Ważne:
# Nie odwracać się
tyłem do Krisa, kiedy jest się nagim.
Leżymy koło siebie na łóżku. Okno jest otwarte i lekki
wietrzyk przynosi przyjemne ochłodzenie. Wufan w końcu nie wytrzymuje i przyciąga
mnie do siebie. Leżymy przytuleni i nauka jakoś mi nie wchodzi. Chuchanie w
szyję za bardzo mnie rozprasza, a kiedy czuję usta na swojej szyi zeszyt ląduje
na podłodze. Jest tak spokojnie, łączę nasze dłonie razem i całkowicie się rozluźniam.
Nagle nasza harmonia się rozpada, kiedy do pokoju wlatuje kolejny głupek. Widząc
nas razem robi wymowną minę i przysiada na krześle. Papla bez sensu i cały czas
rzuca mi znaczące spojrzenia. Już od dawna podejrzewał, że łączy mnie z Krisem
coś więcej niż przyjaźń. Ja oczywiście ostro zaprzeczałem, ale on trzymał przy
swoim. Nie mogąc wytrzymać już jego spojrzenia daję mu pieniądze (tak, znowu wahaczył
nowe spodnie i nie ma czym zapłacić) i delikatnie <dobra, spierdalaj już>
go wypraszam. Zapamiętać:
# Nie przytulać się z
Krisem koło Tao.
Po jakiejś godzinie wyrzucam ciągle klejącego się do mnie
wielkoluda z domu i piszę do swojego najlepszego przyjaciela. Oczywiście jest
wolny i mogę do niego przyjść. Po 15 minutach wchodzę do niego na balkon. Ahh.. Nareszcie
ktoś normalny, on przynajmniej mnie wysłucha i coś doradzi w sprawie Wufana. Kiedy
muzyka się zatrzymuje podnosi na mnie wzrok i widząc mój bolesny, lekko kulawy
chód wybucha śmiechem. No tak, zapomniałem:
# Lay to wciąż Lay.
Ale ten dzień nie był aż taki zły, nie?